Dziś poranek. Pierwszy dzień szkoły.
Mój budzik w telefonie zadzwonił inną melodią. Tamten dzwonek mi się znudził. Kojarzył mi się już z bolesnym, rannym wstawaniem, które - swoim wyborem - zawsze wydłużałam. Czy nie mogłam zrozumieć, że to tylko zwykłe wstanie z łóżka?
Nie, niestety nie. Już taka byłam. Bałam się tylko jednego. Że tak będzie z tą melodią i następną, i następną. Ale tak czy inaczej - dziś postanowiłam wcześnie wstać.
Jakoś byłam dziwnie szczęśliwa niż zwykle. Może dlatego, że tak dawno nikogo nie widziałam? Jednak w mojej głowie pozostawała wciąż ta jedna, uciążliwa myśl - wakacje się skończyły. Czas się uczyć. Ja nie chcę. Westchnęłam ciężko i spojrzałam przez okno. Przynajmniej jego zobaczę... Tylko on potrafił rozweselić każdy mój dzień.
Poszłam się umyć, a potem się ubrać. Właśnie czesałam włosy, wciąż w piżamie, gdy przeszkodził mi w tym tak dobrze znany mi głos. Głos mojej młodszej siostry.
- Katrin! Oddawaj tą szczotkę! - wrzasnęła, kiedy weszła tylko do pokoju.
Ona nie miała prawa tu wchodzić. To był tylko mój i tylko mój własny pokój. Żyłam tu od pięciu lat. I ta szczotka była moja. No, ale cóż... takie są poranki z moją młodszą siostrą.
- Nigdy ci jej nie oddam! - odpowiedziałam jej jeszcze głośniejszym wrzaskiem - Ona jest moja! Tylko moja!
- Spadaj i oddaj mi ją! - Mackenzie próbowała wyrwać mi ją siłą.
- Ty po prostu jesteś zazdrosna?
- O co niby? Nie mam ci czego zazdrościć!
- A właśnie, że masz - powiedziałam przekonująco - Jesteś zazdrosna, bo ona mnie lubi bardziej od ciebie!
- A właśnie, że ona woli mnie!
To była jednak tak śmieszna sytuacja, że obie zaniosłyśmy się przeraźliwym śmiechem. W końcu mama znalazła Mackenzie grzebień, a mi ofiarowała święty spokój. Nie minęło trzydzieści minut, jak się wyszykowałam.
Na dole czekała jak zwykle mama. Szykowała nam kanapki. Cały dzień uwijała już się w kuchni, wcześniej niż nawet wstałam.
- Katrin! Jesteś starsza... - powiedziała mi, jak zawsze - powinnaś mi pomóc.
- Ale mamo, to nie ty idziesz do szkoły, tylko ja! - protestowałam.
- Ale czy ty pomagasz mi w wyjściu do pracy?
- A chcesz iść do szkoły za mnie? - zapytałam ją, zaczynając już jeść śniadanie - Zobaczysz, tam jest okropnie! Ludzie już nie są tacy mili, jak za waszych czasów!
- Katrin, nie możesz myśleć wiecznie o tej Juliet...
Ja nie myślałam o niej przez całe wakacje! Teraz dopiero to do mnie dotarło. To była moja stara, najlepsza przyjaciółka, która niestety przestała nią być. Wyjawiła wszystkie moje sekrety, wszystkie tajemnice... Jak ona mogła? Każdy się ze mnie śmiał i właśnie dlatego przestałam tak bardzo lubić szkołę. Jednak nie interesowała mnie. Dopiero w tej chwili sobie przypomniałam, że ona nadal tam będzie.
- Mamo... musiałaś mi przypominać? - wyznałam jej smutnym głosem.
- Przepraszam cię, ale... powiedzieć ci coś?
Nie odpowiedziałam. Pokiwałam tylko smętnie głową.
- Ona jest nienormalna.
- Wiem. - powiedziałam krótko.
- A wiesz dlaczego?
Spojrzałam na moją mamę ze zdziwieniem.
- Bo normalni ludzie nie niszczą innych ludzi - odpowiedziała - To warto zapamiętać.
Wiedziałam, że to dobra rada. Chciałam to zapamiętać.
Popatrzyłam na zegarek. Wpół do ósmej. Czas iść.
Wyruszyłam chodnikiem, tak dobrze znanym przeze mnie. Szłam tędy przez ponad siedem lat, codziennie pięć razy w tygodniu. Gdybym miała obliczyć ile razy tędy przechodziłam, zajęło by mi to naprawdę sporo czasu. Mogłam trafić do szkoły po prostu z zamkniętymi oczami. Nie raz śniłam, że tędy szłam. Zawsze rozpoznawałam tą drogę. Nawet we śnie.
Przez całe wakacje jednak mało co wybierałam tą drogę. Właściwie w ogóle. Jedynie, gdy musiałam gdzieś pilnie jechać samochodem albo autobusem, zerkałam na tą drogę oraz na szkołę.
Myślałam o tym, co zobaczę za niecałe pięć minut. Moje koleżanki, znów te same klasy, nauczyciele.. to wszystko miało powrócić. Ja wtedy jeszcze tego nie chciałam - specjalnie szłam naprawdę wolno. Ale wtedy nie wiedziałam, że jedna osoba może aż tak bardzo zmienić całe moje życie.
Jakie to życie jest straszne - myślałam patrząc na szkolny budynek. Najpierw obiecuje nam coś naprawdę fajnego i pięknego, a gdy już się zaczynasz szczerze cieszyć z danej chwili, gdy ufasz właśnie tym nowo poznanym osobom, gdzie tak trudno było im zdobyć twoje zaufanie, nagle wszystko znika i pryska. Pozostają tylko wspomnienia. Dlaczego życie aż tak bardzo musi nadwerężać twoje zaufanie? W końcu, gdy znajdzie się ten człowiek, który może stać się twoim najprawdziwszym przyjacielem, nie stanie się nim, bo ty już mu nie zaufasz. Nie spróbujesz drugi raz. To śmieszne, że chociaż w jednej kwestii nie może być "za pięknie". Właśnie, gdy ci jest już tak dobrze, zwykle to znika. Nie daje ci się na długo przywiązać, zaprzyjaźnić, nawet się uśmiechnąć. A jeśli już tak jest, wszystko boli o wiele bardziej, bo wtedy dopiero uświadamiasz sobie, że tak naprawdę - chociaż ty nie miałaś o tym żadnego pojęcia - ten uśmiech był fałszywy. Ani trochę nie kojarzył się z tą dzisiejszą sytuacją, gdy wszystko prysło. Takie piękne rzeczy zapamiętujemy na naprawdę długo. Często o nich wspominamy. Ale gdy będąc w stanie nienawiści z drugą osobą, wspomnisz, kiedy uśmiechałaś się do niej i aż tak długo rozmawiałaś, pomyślisz, że to nigdy nie mogło być prawdziwe. To miało trwać na zawsze, a znikło w jednej chwili.
Ale po co mam aż tyle użalać się nad sobą? W życiu nie ma czasu, a i tak nikt tego nigdy nie zrozumie. No, bo tak naprawdę - dla świata jesteś tylko człowiekiem, a twoje problemy są niczym w porównaniu z nawet najmniejszym dylematem u jakiejś sławnej, bogatej osoby. Niestety trzeba się już przyzwyczaić.
Wakacje nie mogły trwać wiecznie. Ale ja naprawdę już nie wiedziałam, co mogę jeszcze zrobić, aby wydłużyć czas rozłąki z tak naprawdę okrutnymi osobami. Chwilami chciałabym ich spytać, jak to jest żyć bez mózgu i czy w ogóle tak się da. Ale jednak, nawet przy takich osobach - wszystko jest możliwe.
"JULIET" - to słowo od pół godziny chodzi mi po głowie. Nie myślałam o niej przez całe wakacje, nie chciałam się zadręczać niepotrzebnymi problemami. Ale nagle to wszystko odżyło. Odżyło w jednej chwili. Nie czułam tego, że oni znowu będą mnie zadręczać. Może nie od razu, ale wszystko z czasem przyjdzie. Tak jak dłuuga historia z moją dawną koleżanką...
23 czerwca 2015
Poszłam do szkoły, jak zwykle. Usiadłam w ławce z moją najlepszą przyjaciółką - Juliet. Juliet to dobra przyjaciółka, mogłam jej powierzyć każdą tajemnicę i zawsze ze mną była. Miała długie blond włosy i niebieskie oczy. Podoba mi się w niej to, że zawsze była dla mnie świecącym przykładem, nigdy nie myślała o miłościach, o ciuchach i innych zbędnych rzeczach, jak wiele nastolatek. Dla niej liczyła się przede wszystkim nauka i dobro dla wszystkich. Ja się tak dobrze nie uczyłam, ona mi pomagała.
Zawsze była gotowa stanąć w mojej obronie. Do czasu...
Tego dnia rano jeszcze niczego się nie spodziewałam. Rozmawiałyśmy, jak zwykle. Przyjaźniła się ze mną cały rok.
- Juliet, mam pomysł. Może przyszłabyś dzisiaj do mnie? - zaproponowałam. Wiedziałam, że to był genialny pomysł.
- No, coś ty! Zajęta jestem! - odpowiedziała z oburzeniem. Bardzo dziwnym tonem.
- Ale... co ty takiego robisz?
- Chyba nie mam czasu, umawiać się z TOBĄ - powiedziała, jakby to było zwykłe zdanie, z naciskiem na ostatnie słowo. Powiedziała to jeszcze bardziej obojętnym tonem niż zwykłe "cześć".
...TOBĄ, TOBĄ... - huczało mi w głowie.
Myślałam, że to jakiś żart.
- Jak to ze MNĄ?
- Tak. - odpowiedziała krótko, nawet na mnie nie patrząc.
- Ale czemu?
- Już nie jesteś moją najlepszą koleżanką.
- CO?!
Wykrzyknęłam to ze zdumienia. Zanim zapytałam się jej:"Może przyszłabyś dzisiaj do mnie?" rozmawiała ze mną normalnie, jakby nic nigdy się nie stało. Nie wiedziałam o co jej chodzi.
- Normalnie. Nie chcę się zadawać z taką frajerką.
Powiedziała to, tak jakby była jakimś duchem, a cała akcja rozgrywałaby się w moim śnie. Poszła sobie, nadal trzymając kanapkę w dłoni, którą wcześniej jadła.
- Ja frajerką?! - podbiegłam do niej i złapałam ją za ramię - Jak możesz tak na mnie mówić?!
- Zostaw mnie! Nie zasługujesz na mnie, ty ciemnoto! - powiedziała mi prosto w oczy.
Poszła sobie dalej, nadal jedząc kanapkę. Ja stałam jak wryta, cała oszołomiona, na środku korytarzu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, o co jej chodziło... Nie miałam pojęcia, że ta prawda może być tak bolesna...
Na następnej lekcji usiadłyśmy w osobnych ławkach. Nie chciałam nawet patrzeć na nią. Myślałam oczywiście, że zaraz jej przejdzie, że to takie przejściowe i niewinne... Jakie moje myśli były wtedy głupie. Dlaczego ja ufałam tak bezpodstawnie ludziom?!
Rozbrzmiał dzwonek i nastała przerwa. Miałam właśnie znów porozmawiać z Juliet, kiedy ona gadała w najlepsze z Nickonem. Zawsze mówiła mi, że jest w nim zakochana. Jednak chyba nigdy nie była.
- I Katrin powiedziała, że jest zakochana w Dean'ie! - krzyczała z napadem śmiechu i złości w oczach.
- No naprawdę to byłby cud, gdyby kiedykolwiek chociaż ją polubił! - stwierdził Nickon uśmiechając się.
- Ona wysyłała mu kiedyś walentynki w drugiej klasie... - Juliet nadal wyjawiała wszystkie moje sekrety!
Stałam pośrodku korytarza nie poruszając się. Gotowało się we mnie ze złości i smutku. Nie mogłam tego przeboleć. To musiało się skończyć! Ale jak ona mogła tak o mnie mówić?!
- Naprawdę Juliet jeszcze raz muszę ci podziękować - rzekł w końcu Nickon.
- Dlaczego? Ależ nie ma za co!
- A właśnie, że jest. Kłamiąc Katrin, że się kochasz we mnie oraz, że Dean najprawdopodobniej czuje coś do samej Katriny, ta głupia dziewczyna w ogóle nic nie podejrzewała. Nie wiedziała o tym, nawet nie przeszłoby jej w ogóle przez myśl, że przez cały rok zbierałaś tylko dla mnie informacje. Ja je odwracałem, mówiłem Dean'owi, że ona go nienawidzi, a czasem nawet mówiłem czystą prawdę, żeby cała klasa się z niej śmiała. Z jej najskrytszych pragnień i sekretów. Chciałem ci właśnie podziękować...
W pewnym momencie przestał mówić, bo ja usiadłam na ławce i zalałam się łzami. Nie chciałam, żeby zobaczyli jak płaczę, nigdy nikt prawie tego nie widział. Oczywiście z mojej klasy. A na pewno nie oni.
- Ooo... widzę, że już nic nie musimy mówić tobie, ty jedna, głupia wariatko - zaśmiał się z niej Nickon - Nadszedł koniec roku, Juliet już się wymęczyła w udawanie przyjaźni z taką psychiczną osobą, jak ty. Widzisz? Nikt cię nie lubi, o to nam właśnie chodziło.
Zaniosłam się szlochem, nie chciałam mu odpowiadać. Lepiej być szczerym wrogiem niż fałszywym przyjacielem.
- Jak mogłaś?! - wykrzyknęłam do Juliet patrząc jej prosto w oczy. Mimo że przez łzy nie widziałam jej źrenic, ale sądziłam, że skoro jeszcze ma odrobinę serca, że nasza przyjaźń nie poszła na marne, nigdy nie powie mi prosto w oczy tego, co Nickon powiedział mi.
Jednak bardzo szybko się rozczarowałam.
- Normalnie! Zawsze cię nienawidziłam! Zawsze! Nigdy nie byłaś, nie jesteś i nie będziesz moją przyjaciółką - zaśmiała się ze mnie tak PO PROSTU.
- A teraz już nie płacz, bo tylko bardziej się pogrążasz, dziecko drogie - dodał Nickon z szyderczym uśmiechem.
- Jesteś najgorszą osobą w całym moim życiu! - krzyknęłam na cały głos.
O mało co byśmy się dotkliwie nie pobiły, popchnęłam ją na ścianę, a ona mnie, lecz po chwili już nie wytrzymałam. Pobiegłam do łazienki, nie chciałam na nich patrzeć.
A oni się tylko ze mnie śmiali... Radowali się w najlepsze... To był pewnie ich najpiękniejszy dzień w życiu...
Po lekcjach poszłam do domu. Przez cały dzień myślałam tylko o jednym:
"NORMALNI LUDZIE NIE NISZCZĄ INNYCH LUDZI"
Doszło do mnie, że nie czas już wspominać. Stałam przed szkołą, tak dobrze mi znaną, znów z nowymi przyborami, ubraniami, książkami... z nowym wszystkim. Czas było rozpocząć następny rok. Na podwórku widziałam już wiele osób, którzy rozmawiali siedząc na ławkach oraz w cieniu drzew. Gdy tylko tam weszłam, wszystko mi się przypomniało. Wszystkie chwile, dobre i złe, a przede wszystkim... DEAN. Znów go zobaczę, znów będę mogła z nim porozmawiać, znów będę przy nim szczęśliwa. Tego najbardziej nie mogłam się doczekać.
Jednak zeszłam szybko do szatni, nie chcąc się nigdy w życiu natknąć na Juliet. Co prawda było to już łatwe, łatwiejsze. Miała się przenieść do innej klasy i mam nadzieję, że tak zrobiła. Tłumaczyła wszystkim nauczycielkom, że "ja nie chcę być z taką nieudacznicą w klasie, ja chcę być z Maffy, Sarą i Navy!"
Taak... Mariana, Sara i Navelia znane z tego, że nienawidzą wszystkiego co się rusza, żyje i kocha.
Miałam dzisiaj szczęście. W szatni nie natknęłam się na moją byłą przyjaciółkę. Właściwie nie było tam prawie nikogo. Zostawiłam na zakończeniu baletki w szatni i dlatego musiałam przebrać buty. Dziś wszyscy ubrani byli na galowo, raczej nie wchodzili do szatni.
Zaraz miałam zamiar się udać na salę gimnastyczną. Tam miał być apel, później mieliśmy się rozejść do klas, aż wreszcie do domów.
Na końcu korytarza spotkałam jego... DEAN'A. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, chociaż wydawało to się naprawdę bardzo prawdopodobne, że on tutaj będzie i go tutaj znajdę. Uśmiechnęłam się, moje serce zabiło mocniej, podeszłam do niego, zaczęłam się trochę bać i to nie dlatego, że był z kolegami. Po prostu jakoś tak... z miłości...
- Hej... - odważyłam się trochę powiedzieć nieśmiało, gdy skręcałam na salę.
- Cześć - odpowiedział mi i się do mnie uśmiechnął.
Mnie zamurowało ze szczęście. Gdy szłam na salę, nie mogłam przestać się uśmiechać. To było takie piękne! A najlepsze, że on wcale nie jest zły, jest naprawdę dobrym chłopakiem. Skoro Juliet i Nickon wygadywali mu takie niestworzone rzeczy o mnie, to wcale bym się nie dziwiła, gdyby się obraził i nie chciał ze mną rozmawiać. A tymczasem on jest taki dobry...
Nic nie mogło wtedy powstrzymać mojego napadu szczęścia. Nawet ta głupia Juliet! Bo czy to jest najważniejsze, co inni o mnie myślą? Nie. Jakoś teraz tak dopiero to wyraźnie do mnie dotarło. Podeszłam do mojej klasy i przywitałam się ze wszystkimi. Jakoś dziewczyny wcale nie były dla mnie takie wredne, jak to Juliet mówiła, że tak będzie. Uściskałyśmy się i zaczęłyśmy rozmawiać. O wakacjach, o nowym roku szkolnym. Najwięcej rozmawiałam z Fanny, Amandą i Vanessą. Bardzo często zerkałam w stronę Dean'a, który był blisko. Miałam ochotę się do niego uśmiechnąć, jednak się bałam. Nawet tak naprawdę nie zrozumiałam niczego, o czym mówiła dyrektorka.
I jakoś tak w jednej chwili mój nastrój się nagle zmienił. Już nie było tak, jak szłam do szkoły z lękiem, niechęcią i właściwie z wielkim zmuszeniem i narzekaniami. Wszystko tak od razu stało się naprawdę fajne i piękne. To tak jakby na uschniętym drzewie urosły pąki nowych kwiatów...
Wychodziliśmy z sali. Nie minęło nawet trzydzieści minut. Z reguły rozpoczęcie roku jest dużo krótsze od zakończenia. Rozeszliśmy się do klas. Ja oczywiście poszłam z Fanny, Amandą, Vanessą... Dean'em i jego kolegami.
Starałam nie spotkać się z Juliet. Jednak... ujrzałam Nickona. Nie trwało to długo. Upadła mi torebka i zanim zdążyłam ją podnieść i zawołać do dziewczyn "Zaczekajcie!", odwróciłam głowę i zobaczyłam tego wrednego chłopaka. Wstałam i nie chciałam, żeby cokolwiek do mnie głupiego powiedział. Popatrzyliśmy się na siebie bardzo dziwnie, ale zanim zdążył wyczuć sytuację i się ze mnie ponabijać, ja już podbiegłam do dziewczyn.
Drzwi klasy otworzyła nam, jak zwykle nasza wychowawczyni. Usiedliśmy w ławkach, ja z Fanny.
- Witajcie w drugiej gimnazjum! - przywitała nas ciepłymi słowami, jednak ja nadal odczuwałam lęk przed WSZYSTKIMI nauczycielami.
- Dzień dobry!
- Mam nadzieję, że będziecie się w tym roku lepiej uczyć... Naprawdę dobrze uczyć...
"Ależ oczywiście" - pomyślałam. Chciałam się lepiej uczyć. Mimo że pasek mi wyszedł na tamten rok, naprawdę trochę byłam leniwa, ale w stosunku do mojej klasy - byłam naprawdę pracowitym dzieckiem.
Potem się śmialiśmy i wspominaliśmy wakacje. A mi cały czas po głowie chodziła jedna myśl - Dean. Może z nim porozmawiać i powiedzieć, że wcale go nie nienawidzę, jak to okłamała go Juliet i, że naprawdę go lubię? Przecież nie może myśleć, że jestem taka wredna! I, że jestem wredniejsza nawet od Juliet! Muszę mu powiedzieć...
Rozeszliśmy się w końcu do domów. Pożegnałam się z przyjaciółkami słowami "Do zobaczenia w szkole" i wróciłam do mojego miejsca stałego pobytu właśnie tą samą drogą, którą aż tyle chodziłam. Szłam i myślałam, jak mu to powiedzieć. Tym razem myśli nie były aż tak zajęte tym, że nienawidzę tego świata. W ogóle przez te parę godzin nawet polubiłam ten świat. Właściwie... ja go pokochałam. Mimo że padał wcześniej deszcz, moje uczucia były lepsze, a serce bardziej szczęśliwe niż wtedy, gdy rano świeciło słońce. Ulica pokryta była wodą z deszczu, moje baletki trochę mi przemokły, a mi samej zrobiło się zimno.
Gdy dotarłam do domu, wróciłam tam z uśmiechem na twarzy, miła dla wszystkim i od razu poszłam do swojego pokoju. Wtedy jednak zrozumiałam, że... chyba troszkę brak mi odwagi. Na jutrzejszą rozmowę z Dean'em. Bałam się i muszę to przyznać. Ale tak dłużej nie mogło być! Ja musiałam z nim porozmawiać! Chciałam przecież z całego serca mu wyjaśnić to wszystko i powiedzieć szczerą prawdę. Nie mogłam pozwolić, aby to Juliet wygrała.
Nie wiedzieć, czemu, ale postanowiłam zapisać dzisiejszy dzień w moim pamiętniku. Dawno w nim nie pisałam. Naprawdę bardzo długo. Właściwie... wzięłam nowy zeszyt, żeby zapisać nowe wspomnienia z tego roku.
"Drogi pamiętniku,
Dzisiejszy dzień był nawet uroczy.
Myślałam, że tak nie będzie. Było rozpoczęcie roku, a ja chciałam wakacji. Ale w końcu zmieniłam zdanie...
Spotkałam tam Dean'a, moją miłość i od razu poczułam się jak w niebie. On jest dla mnie taki słodki i dobry. To dziwne, że tak stwierdziłam, jak dzisiaj powiedział mi tylko "cześć". Ale uśmiechnął się, a jego uśmiech był taki super.
Jednak boję się jednego. Jutro muszę mu powiedzieć prawdę... Sama wiem, jaką. Ta prawda zmieni moje życie na lepsze. Ale się boję. Tego, że mi nie uwierzy, że po prostu rozmowa nie wyjdzie i do końca życia będzie mnie miał za wariatkę. Lecz muszę w końcu spróbować, jeśli chcę iść dalej i się nie poddawać...
Katrin"
Popatrzyłam w okno i zerkałam, jak krople deszczu spływają po szybie. Mimo że się tego boję, muszę mu to powiedzieć, przecież on jest taki dla mnie dobry. Właściwie dlaczego ja się tak boję i stresuję? Nie ma po co napawać się lękiem!
Gdy w ten dzień słuchałam muzyki, moje serce mocniej biło i myślałam tylko o nim. To było dziwne, nowe i tajemnicze uczucie. Właściwie nie nowe, ale nigdy go aż tak mocno nie czułam. Teraz zrozumiałam, że rzeczywiście się w nim naprawdę zakochałam.
Gdy poszłam spać, nadal padał deszcz. To było ciche bębnienie w okno, mimo że deszcz kojarzy nam się zawsze z czymś smutnym, jednak to pięknie wyglądało. Leżałam na łóżku, tuląc się do mojej ulubionej poduszki, a światło już było zgaszone. Znów myślałam o Dean'ie. Teraz byłam pewna, że muszę mu wszystko wytłumaczyć i zrobić tak, żeby zarówno jemu, jak i mi było dobrze. Muszę w końcu przezwyciężyć mój lęk i się nie poddawać. Muszę walczyć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz